poniedziałek, 29 lipca 2013

Zdążyć przed urlopem...



37 w cieniu od paru dni, a ja przy maszynie i żelazku...
Robię co mogę, żeby zdążyć z zamówieniami przed urlopem. Bo jak się powiedziało "A" - trzeba powiedzieć "B". Nie narzekam, broń Boże! Ale czekam na ten nasz wyjazd jak na zmiłowanie:) Odpocznę sobie, nic nie będę robić...tylko leżeć będę (mam nadzieję, że na słońcu) i cieszyć się chwilą...
Ale puki co pracuję, ciężko pracuję...a czas zasuwa...
Wiecie, ze dzisiaj kolo 14 przypomniałam sobie, że śniadania nie jadłam???
Zuza na koloniach to inaczej dzień układam i...zapomniałam zjeść, hi hi...
Ten post pisze dosłownie z doskoku. Chcę wam pokazać, że jeszcze dycham - pomimo wielkich upałów:)


Ten komplecik zrobiłam na życzenie przemiłej Pani Agnieszki:)


Wzory na tacy i na innych rzeczach Pani Agnieszka wybrała sobie sama.


Dużym powodzeniem ostatnio cieszą się podkładki pod talerze. Zawsze można je przetrzeć wilgotną ściereczką i nie trzeba od razu zmieniać w przypadku poplamienia się...


Podobnie jest z małymi podkładkami pod kubek...
W zamówieniu były też poszewki na poduszki. Uszyłam je z beżowego lnu.


A takie uszyłam dla Pani Madzi. Grafiki szukałam specjalnie dla niej:)


Miała być Wieża Eiffla w dwóch wariantach.
Musze Wam powiedzieć, że grafika na poszewkach jest bardziej widoczna, ale było tak słonecznie jak robiłam zdjęcia, że wszystko się rozświetliło...

A teraz zmykam do maszyny!
Ale muszę Wam jeszcze podziękować za tak liczny udział w moim candy, no i za życzenia z okazji roczku. To bardzo miłe z Waszej strony!!!

Dziękuję ♥♥♥

czwartek, 25 lipca 2013

Rocznicowe candy:)))


Wielkimi krokami mija i mnie roczek...
...9 sierpnia dokładnie...
Jak ja się bałam założyć bloga!!!
Myślałam wówczas "kto tu zajrzy? - chyba tylko ja"
Ale o dziwo pomalutku, małymi kroczkami KTOŚ jednak zaglądał i miłe słowa zostawiał...a potem więcej i więcej komentarzy... A każdy czytam do dziś po parę razy:)))
I nigdy, przenigdy nie przypuszczałam, że znajdę tutaj tyle życzliwych osób!
Dlatego za to wszystko, za ogrom sympatii chcę Wam podziękować moim rocznicowym candy.
Długo zastanawiałam się co zrobić dla Was...
...I pomyślałam, że skoro tak Wam się podobają poszewki z motylem i ważką to właśnie je podaruję osobie do której szczęście się uśmiechnie.

  

Rocznicowe candy trwać będzie do 31.08!!!

A oto zasady:

- zostawić komentarz w tym poście, z chęcią brania udziału
- będzie mi miło jak dołączycie do mojego bloga, poprzez obserwację go
- pobranie i podlinkowanie banerka z mojego posta u siebie na pasku
- osoby z zagranicy też mogą brać udział :)))

I to wszystko, a teraz przybliżę Wam zdjęcia poszewek:



To kto chętny na przygarnięcie takich poszewek może się zapisywać, a ja życzę Wam powodzenia!!!!

wtorek, 23 lipca 2013

Coś tam robię...

Żeby nie było, że nic nierobie - bo robię!
Na przykład dziecko moje kochane pakuję na kolonie, piorę prasuję i piorę (bo sobie smarkula przypomni, że jeszcze ta bluzka by sie przydała i tamta, to piorę w rekach bo przecież nie wrzucę do pralki dwóch sztuk) - wiec piorę i płuczę i wieszam... a jak wyschnie (na szczęście gorąc na dworze) to prasuję i znowu słyszę:
- Te spodnie to też bym chciała...
- A co Ty na miesiąc jedziesz???
Bo przecież cała podłoga w ciuchach a ona jeszcze wyciąga...
Zęby zaciskam i piorę i w duchu myślę, że jeszcze jeden dzień i spokój będzie w naszym domostwie. Nie usłysze przez czas jakiś: "co na obiad?", albo "głodna jestem" a może być też i to: "nudzi mi się" - tego  nienawidzę!!! Brr... Jaka by moja odpowiedź nie była to nigdy jej nie zadowoli...
Więc pakuję i prasuje i piorę i znowu prasuję i nucę pod nosem "Wyjechały dzieci na wakacje..."
 Ale w duchu wiem, że popłacze się jak autobus ruszy i będę czekała na telefon Zuzy i dni będę odliczała do jej powrotu... Bo ja taka matka kwoka jestem, ale z umiarem! Więc pakuje co dziecina chce, a niech ma i tak połowy nie założy, ale będzie miała a co!
A pomiędzy matczynymi obowiązkami robię swoje. Robię i coś tam wyszło takiego:


Podusie wyszły sobie takie...
Zapotrzebowanie było na kuter rybacki.


I na podusie z lampą - do biblioteki:)


Powstało też pudełeczko dla młodej pary:


Zamówiła go przemiła Pani Dorota, którą serdecznie pozdrawiam:)
I od razu przepraszam, bo pudełko jeździ ze mną w aucie od poniedziałku i cały czas zapominam wysłać, ale jutro obiecuję wyślę:))) Pani Dorotko proszę się na mnie nie gniewać, ale ostatnio to biję rekordy w zapominaniu! Dobrze, że nie zapomniałam zrobić:)))



Podobno pani młoda lubi styl shabby. Miejmy nadzieję, że skrzynka się spodoba...Jak ją wyślę:)

***

Miłej nocki dziewczynki:)))

środa, 17 lipca 2013

Na błękitno...


Po za tym, że kiszę (nie że się, tylko mamine ogórki), to szyję, ostro szyję. 
To dla takiej jednej, która jak cerber z batem nade mną stoi:) Pomimo dzielących nas setek kilometrów, w pilnowaniu jest lepsza od niejednego zarządcy! Tak, tak Beatko o Tobie kochana mowa:)
Ale do rzeczy!
Dzisiaj będzie o błękicie. Błękit w połączeniu z bielą ma w sobie coś anielskiego. To kolor nieba w piękny letni dzień, po którym obłoczek mknie popychany leciutkim wiaterkiem...
Może dlatego tak chętnie wnosimy go do naszych domów w letnie dni? 
Coś musi być na rzeczy, bo w jednym czasie dwie dziewczyny, które kompletnie się nie znają poprosiły o uszycie paru rzeczy w właśnie w tych kolorkach:)
Dla Oli uszyłam zazdroskę do kuchni w biało błękitną krateczkę. 



Pamiętacie Olę? to mama małej Meli od księżniczkowego pokoiku:) Dla tych co nie pamiętają klik.
Po uszyciu zazdrosek (dwóch sztuk), zostało troszkę materiału dlatego uszyłam serduszka materiałowe do powieszenia w okno.


Pomysł bardzo sie spodobał Oli i juz wiszą w oknie kuchennym i oczy cieszą:)

Natomiast Joasia z bloga "Uwielbiam czarować" klik napisała maila z pytaniem czy ja bym się nie podjęła uszyć zasłonki i wstążek do zasłon oczywiście w bieli i błękicie:) Padło na groszki...
Zawsze staram się jakiego gratiska dać i pomyślałam czy by nie zrobić girlandy do pokoju Czarusia?
Bo wiecie odkąd uszyłam pierwszą girlandę to szyłabym je nieustannie.
Ale one według mnie mają tyle uroku, że warto nimi obdarowywać:)
 

W między czasie Joasia domówiła jeszcze podusię. Życzenie miało być takie, żeby przód poduszki był błękitny a tył biały, ale materiału miałam garstkę i dlatego po ustaleniu z Joasią naszyłam gwiazdę.


Paczuszka doszła już do Czarusia, ale po jakich przygodach!!!
Dziewczyny ja jestem strasznie zakręcona, jestem z tych co to chcą wypłacić pieniądze w bankomacie wkładają kartę, wbijają pin, biorą kartę, wsiadają do auta i pieniądze zostają w bankomacie - na wierzchu! Zdarzyło mi się to dwa razy, ale że nie na darmo jest takie powiedzenie "głupi ma szczęście" bo bank mi oddawał pieniądze, bo akurat nikt za mną nie stał pod bankomatem i maszyna mądrzejsza ode mnie wciągnęła pieniądze spowrotem!
A teraz napisze Wam kochane z jakimi przygodami wysyłałam Joasi list:
We wtorek pojechałam z wcześniej wymienioną Olą na ryneczek wieluński na starocie. Wsiadłam ja do jej auta, na tył wrzuciłam reklamówkę z zadroską i serduchami, a koperta dla Joasi została na kolanach przyciśnięta moją torbą. Musicie wiedzieć, że nie zdążyłam jej jeszcze podpisać. Na miejscu wysiadłyśmy z auta i poszłyśmy grzebać na starociach. Czas leciał...my się nieźle uśmiałyśmy z niektórych rzeczy - tak nam minęła godzinka. Przyszłyśmy do auta i Ola mówi pojedziemy jeszcze do Pepcko...i pojechałyśmy, tak też zeszło nam trochę...wsiadamy do auta...rozglądam się po nim i...panika...
GDZIE MOJA KOPERTA??????...
Patrzymy, zaglądamy nie ma!
Ola stwierdziła że wracamy na rynek...
Ja w drodze myślę sobie "szlak trafił wszystko, jak ja się wytłumaczę Joasi???"
Ola mówi, żebym sie nie poddawała i jedzie jak pirat na zakrętach...
Przyjeżdżamy, wysiadam i...patrzę...JEST!!!
Leży na trawie, ze śladami kół na kopercie, ale jest!
Boże jak ja się cieszyłam!!!!!
A wiecie czemu jej wcześniej nie zauważyłam? Bo stał na niej samochód, hi hi...
Dobre co? Przyznacie, że ja to potrafię:)))))
Bo ja taka blondynka jestem! Zakręcona jak ruski termos!

***

A żeby nie było, że tylko dziewczyny wzięło na niebieski to proszę:


U mnie też pomału wkrada się błękit do salonu (bo w kuchni już jest).
Mamuś moja dzisiaj dzwoni co bym po ogórki i fasolkę przyjechała na działeczkę i jak weszłam i zobaczyłam, że nasza cudowna hortensja o błękitnych kwiatach zakwitła w pełni ... no to nie mogłam się oprzeć i ucięłam sobie dwa kwiaty...


Przyznacie, że cudna - prawda?
To zasługa kwaśnej ziemi jaka jest na naszej działce...
Wracając do domu, wjechałam po drodze do sklepu typu "po 4 zł" po kartony na moje materiały. Pani miła szuka odpowiednich rozmiarów, a ja w tym czasie rozglądam się z nudów po sklepie i...patrzę i oczom nie wierzę!!!


Cudne kubeczki w kropeczki o jakich marzyłam!!!!
Kupiłam 3 sztuki (dla każdego domownika).
Ale mi się buzia śmieje...chcę czy nie, mam i ja na błękitno...HA!

wtorek, 16 lipca 2013

Zielono mi...


Nie wiem jak u Was, ale u mnie sezon ogórkowy uważam za otwarty!!!
Chcę czy nie, moja mamuś zasypuje mnie plonami z działki i powoli nasza spiżarnia zapełnia się tegorocznymi przetworami.
Aktualnie na tapecie są ogórki...
Dostałam ogórki i cały wiecheć kopru. Pytam się:
- A po co tyle kopru? 
Widzę ogórków z 3 kg w torbie a kopru jak dla całego wojska, wiec zapytałam. I wiecie co usłyszałam?
- Będziesz miała na zapas, za parę dni następna dostawa.


 Boże! - myślę sobie - To tego nie koniec???
Więc wekuję, bo nie ma jak smak własnych zakiszonych ogórków.
Zaczynam powoli widzieć świat na zielono!
Ale małosolne ogórki mogłabym wsuwać całe mnóstwo...


Więc kiszę...
Zuzę na parę dni sprzedałam, więc czas wykorzystuję na weki, na szycie i na malowanie...
Jak wróci trzeba będzie poprać wszystko i na kolonie pojedzie. W tym roku puszczę dziecko już spokojniejsza. Pamiętam jak przeżywałam zeszłoroczne kolonie - jej pierwsze. Ale wróciła zachwycona i w tym roku sama pilnowała żeby ją zapisać. Jedzie na 10 dni, wiec czas zleci, a ja pracę podgonię...
...a potem...potem to już wczasy!!! Jak ja na nie czekam:))) Żeby pogoda nam dopisała!

No tak! Ja tu marzę na jawie o wczasach, uśmiech na ustach jest, a raczej był, bo...nie uwierzycie!
Właśnie mama zadzwoniła z informacją, że po ogórki mam przyjechać...buu...
Jeszcze jedne nie ukiszone, a tu następne pchają się!
I jak tu nie zwariować????




piątek, 12 lipca 2013

Smaki lata

Póki co mam wolne:)
Zamówienia na szycie wysłane, ostatnie pociągnięcia pędzla i decoupage też dzisiaj zakończę...więc chcę czy nie chcę mam parę dni  wolnego...
Regeneruję siły jakby co:)
A że jest sezon na owoce, to przynoszę do domu kilogramy i tak sobie razem je wsuwamy:)
Dzisiaj co prawda pogoda nosem kreci, ale deszcz się przyda...
Do wczoraj było fajnie, słonko świeciło (momentami nawet grzało), więc pomiędzy szyciem a pędzlem, regenerowałam siły na balkonie. 
Ha! nawet ciasto w środę upiekłam i to nie byle jakie, bo z wisienkami...


Przepis mam od mojej koleżanki Oli, a ona z kolei od starszej Pani, która swoją kuchnię prowadzi jeszcze z przepisów przedwojennych opartych na maśle. Jej smak zachwyca za każdym razem i tak jest w przypadku tego placka. 


Owoce można dodawać różne, ale nam z Olą najbardziej smakuje właśnie z wiśniami. I od razu mówię, że nie jest kwaśny! A zapach jaki wydobywa się z piekarnika doprowadza do ślinotoku:)))
Jednym słowem obłędny jest!


Dla chętnych podaję przepis:

3 szklanki mąki
1 szklanka cukru
5 żółtek
250 g masła (mile widziane osełkowe)
parę kropel olejku smietanowego
cukier waniliowy
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 kg wiśni
Wszystkie składniki zagniatamy. Gotowe ciasto dzielimy na 3 części i wkładamy na godzinę do zamrażarki. Dwie części przeznaczamy na spód i ścieramy na grubej tartce na blaszce. Posypujemy wydrelowanymi wiśniami i posypujemy trzecią częścią startego ciasta. Pieczemy ok 55 min w temperaturze 180 stopni.

SMACZNEGO!!!

P.S.
Bardzo Wam dziękuję za takie miłe słowa uznania w kierunku ostatniego posta! Ciesze się, że wszystko tak Wam się podobało:) A każdy Wasz komentarz czytałam po parę razy!!!
Witam również nowych gości i obserwujących! Będzie miło jeżeli zajrzycie częściej:)))

***

Ściskam Was mocno - Ewa

poniedziałek, 8 lipca 2013

Ufff...udało się:)

To z czym się ostatnio zmagałam to było prawdziwe wyzwanie!
Jeszcze nigdy nie bałam się efektu końcowego jak teraz:) Bo co innego wymyślić sobie COŚ w głowie, a co innego zrobić to...
Ale do rzeczy.
Beatka ze "Smaku życia" podczas urządzania swojego nowego tarasu, wpadła na pomysł czegoś naprawdę pięknego i poprosiła mnie o zrealizowanie części pomysłu. Plan był ogólnie taki, ze na owym tarasie ma być m.in. łóżko metalowe (koniecznie białe) a na nim patchworkowa kapa z poduchami...
Przyznacie, że pomysł piękny?
Kiedy zadzwoniła do mnie z tym tematem, aż się zapaliłam cała do tego pomysłu...przed oczami zaczęły mi śmigać przeróżne pomysły...jednym słowem szare komórki szalały!
Pozamawiałam materiały, dodatki...i czekałam na przesyłkę...w końcu dostałam...do roboty myślę sobie...buzia mi się śmiała, rozpakowałam paczki i...uśmiech zgasł przy pierwszym przeszyciu wielkiej, ogromnej kapy (150/200cm)...wszystko szło nie tak jak sobie zaplanowałam, materiał się wdawał...
Nic myślę, spruję i uszyję jeszcze raz. 
Uszyłam i owszem...i sprułam...prułam i szyłam...i płakałam i klęłam jak szewc!!!
Ten cholerny materiał się wdawał..
24.00 na zegarze, a ja pruję..i klnę...i płaczę (już chyba ze zmęczenia)
Zostawiłam to, poszłam spać, wstałam rano siadłam do maszyny i...poszło!!!
Piszczałam z radości, następne przeszycie i..znowu poszło:)))
I wyszło, zobaczcie same:


Przybliżę Wam zdjęcia kapy:



Kapę postanowiłam ozdobić taśmą z pięknymi pomponikami tyciusich rozmiarach. Pomimo tego, że materiał jest kolorowy ta taśma nie przeszkadza, dodaje uroku...
Poduch miało być siedem, uszyłam trzy patchworkowe, a cztery różowe z patchworkowym serduchem:)))

Różowe dlatego, że spód kapy jest w tym kolorze...
Powiem Wam nieskromnie, że efekt końcowy mnie urzekł. Warto było się pomęczyć!!!
Wszystko jest już u Beatki, która cieszy sie już nowym przepięknym tarasem:)
Zresztą zobaczcie same tutaj.


W prezencie ode mnie Beatka dostała girlandę.


Sesję zrobiłam na działce, tak jakoś mi tam pasowało wśród zieleni...z tymi poduchami...
Tym bardziej , że robiłam w tym samym czasie klatki dla Marty z bloga Head Over Hils klik.
Moje klatki już znacie, ale nigdy jeszcze nie robiłam ich w pastelowych kolorkach:


Pistacja (duża), róż i błękit:)
Może na tle tej zieleni tego nie widać, ale kolorki są naprawdę śliczne. 
To był pomysł Marty:)))


I jeszcze raz wszystko razem:


Ale się cieszę że wyszło tak jak sobie zaplanowałam:)))

P.S.
Bardzo dziewczynki dziękuję za słowa poparcia w kwestii zakupionych filiżanek. Wiedziałam, ze mogę na Was liczyć. Mąż sie nieźle uśmiał z Waszych komentarzy...stwierdził "w kupie siła" z uśmiechem na ustach!

piątek, 5 lipca 2013

Śmieją sie ze mnie...


No! Dom pomału odgruzowany, zamówienia wysłane, upały odpuściły - jest czas na chwilę wytchnienia.
A, że tak całkiem niespodziewanie wpadły mi w ręce dwie piękne filiżanki to zrobiłam sobie malutką przerwę. Jak odpoczywać to tylko w pięknej scenerii...


Taki angielski klimat wkradł mi się do salonu, a to za sprawa jak wcześniej wspomniałam nowo nabytych filiżanek. Mam ich całą masę, ale jak zobaczyłam te na moich ukochanych starociach to bez zastanowienia wyciągnęłam z portfela pieniądze i zapłaciłam. Bo jak tutaj się oprzeć takiemu pięknu?


Sa tak delikatne i misternie pomalowane, że ... nie mogłam przejść obojętnie...
Dopiero jak wsiadłam do auta, to mój mózg zaczął pracować, bo musicie wiedzieć że zawsze kupują moje oczy, a mózg później reaguje...no i tak było i tym razem...i później miałam kaca moralnego, po co ja te skorupy wzięłam?!


I dzisiaj, żeby przekonać ten mój mózg, zrobiłam sobie herbatkę i tak patrzę i patrzę i popijam i .. kurcze fajnie wyglądają...Powiedzcie, że ładne są, bo nie mam spokoju psychicznego, a Pan Mąż kiwa tylko głową i zadaje pytanie:
" Gdzie Ty to wszystko pomieścisz?"
No to ja na to :
" Chyba trzeba będzie jakąś witrynkę kupić, bo one są takie ładne, że szkoda je chować"
Spojrzał na mnie (chyba patrzył czy nie żartuję) i powiedział:
"Piwa się napiję..." - i poszedł...
Zdążyłam jeszcze krzyknąć czy sie kawy kiedyś ze mną z nich napiję i wiecie co usłyszałam???
" Chyba bym zgagi dostał!!!"
FACECI!
Zgaga z po wypiciu kawy z pięknej porcelany!
To piję dzisiaj s a m a  i przekonuję się, że dobry zakup zrobiłam...


I w duchu myślę, że mnie poprzecie...bo mnie poprzecie - prawda?
 Bo jak nie Wy to kto?
 Nawet moja Zuza śmieje się ze mnie (założę się, że ją tatuś jej ukochany podpuszcza)!

wtorek, 2 lipca 2013

Wakacyjne klimaty


 Nie da się ukryć, lato mamy i wakacje się rozpoczęły na całego!
Dzieci słychać pod blokiem od rana do późnego wieczora. Hałas taki, śmiechy słychać...
Moja Zuzka też cały dzień na dworze. Od czasu do czasu wpada do domu jak to mówi zatankować i leci dalej:))) W tym momencie na tapecie jest rower. Pewnie za sprawą niedawno zdanej karty rowerowej. Wyobrazicie sobie, ze ona jeździ po osiedlu z kartą rowerową?
Mówi, że dokumenty trzeba mieć zawsze przy sobie:)))
Nic nie mówię, niech zabiera byle by nie zgubiła.
Trzeba przyznać, że zasłużyła na te wakacje - piękne świadectwo przyniosła!
Dobrze, że pogoda dopisuje, jak tylko wyrobię się z pracą to na działeczkę pojedziemy bo basen czeka (dziadek też). A potem kolonie i wczasy...chyba się nie doczekam...
Póki co, żeby nie było że się obijam w marynistyczne klimaty weszłam. A to za sprawą Moniki klik która poprosiła mnie o girlandę dla swojego synka.


Zrobiłam jej sesję na balkonie...


Takie niby nic a oko cieszy - prawda?
Jak to niewielkim dodatkiem można odmienić wygląd chociażby balkonu...
Bardzo podobają mi się takie kolorowe girlandy, myślę czy by sobie nie sprawić podobnej....