Halloween - dla jednych kult satanizmu, dla drugich zwykła zabawa.
My zaliczamy się do tych drugich. Chociaż do niedawna to święto było nam zupełnie obojętne. Zmieniło się to ze względu na Zuzę, która wyczekuje tego dnia jak ja na gwiazdkę:) Razem z koleżankami i kolegami biegają spowici w czerń po osiedlu i pukają do znajomych po cukierki (jak by mało było w domu). I tak też jest dzisiaj...
Hasło "kup cukierki" padło wczoraj:)
Dzisiaj stwierdziła, że coś trzeba w domu zrobić, żeby przypominało choć troszkę o Halloween.
Zrobiłam co mogłam, dynie z balkonu poprzynosiłam, włącznie z kamionkowa kupioną za dychę na starociach czas jakiś temu. Drugą otrzymała od Beatki (Smak życia)
Saszetki z cukierasami porobiłam ja, bo w zeszłym roku jak wysypałam na miseczkę to trzy pierwsze osoby zmiotły innym sprzed nosa (idą w myśl zasady silniejszy przetrwa).
A tak postawie przed faktem dokonanym:) Dla każdego starczy! Ha! ja też potrafię być cwana!
Kreacja pod tytułem "Wampirzyca" brr... zrobiona. Swoją drogą co oni widzą w tej ilości krwi i czerni to nie wiem? Twarz ma tak zmalowaną, że sama się wystraszyła jak się przejrzała w lustrze. Ale przy malowaniu nieustannie padało hasło: "więcej krwi". Skąd to takie żądne krwi to nie wiem...
Niech się bawią, jutro dzień refleksji - więcej powagi będzie.
Swoją drogą to nie wiem czy Wy też, ale ja 1 listopada uwielbiam od dziecka...
Pamiętam jak dłubałam w zniczach patykiem...wszędzie się kopciło ze zniczy, a kto miał biały szalik to wrócił do domu lekko podwędzony:)))
Miłego długiego weekendu Wam życzę!!!